"Malibu płonie" Taylor Jenkins Reid


Fale zaczepnie podpływają coraz bliżej, muskając stopy, które stoją niepewnie na gorącym portugalskim piasku. Zaczynam się zastanawiać czy zostawienie wszystkiego za sobą było błędem czy jednak błędem było to, że tyle z tym zwlekałam. Odnoszę wrażenie, że marzenia są dobre tylko wtedy kiedy pozostają w sferze marzeń. Kiedy sięgasz po jedno z nich wiesz, że zaraz będziesz musiał wymyślić kolejne, które jeszcze bardziej wyniesie Cię poza Twoją strefę komfortu. Dlatego może tyle z tym zwlekałam. Kiedy jesteś dla kogoś wszystkim bardzo nie chcesz, aby to się skończyło. Jesteś przyzwyczajony do bycia oparciem, więc kiedy tracisz możliwość bycia dla kogoś parasolem, zdajesz sobie sprawę, że sam zawsze byłeś przemoczony do suchej nitki. Dlatego będąc tutaj i biorąc kolejny głęboki oddech wreszcie czuję go w głębi siebie. Czuję, że oddycham. Dla siebie. Tylko i wyłącznie dla siebie.


Nazywam się Nina Riva i wreszcie czuję, że żyje.

__________________________________________________________________________________________________________________

Taylor Jenkins Reid wcale nie zaskoczyła. Było dokładnie tak jak się spodziewałam. Czyli wybitnie. Jestem zakochana w postaciach, które kreuje autorka. Ich autentyczność mimo tego, że czasami prowokuje i wzbudza negatywne emocje jest potrzebna. Bohaterowie są tymi, których możemy spotkać w drodze do pracy, w kolejce na poczcie czy w autobusie. Oczywiście, że większość postaci to "gwiazdy", ale są to też ludzie mający takie same problemy i troski jak my. Bo ile razy było tak, że zakochaliśmy się w nieodpowiedniej osobie, uważaliśmy, że nie spełniamy czyichś oczekiwań, walczyliśmy o kogoś kto już dawno nie potrzebował naszej pomocy. Setki razy. I pewnie jeszcze kolejne dziesiątki powtórzymy te zachowania. Jednak czasami starajmy się pomyśleć o NAS, czego my tak naprawdę potrzebujemy. To ważne. A być może nawet NAJWAŻNIEJSZE.

Komentarze

Prześlij komentarz